Przeżyję was na złość
Któregoś dnia wybrałem się na własny pogrzeb
I daję słowo, że bawiłem tam się dobrze!
Wśród tłumu panów, pań,
Niejeden krył się drań
I choć tu grałem główną rolę,
To ubaw miałem, bez dwóch zdań!
Orkiestrę ktoś wynajął na mój koszt,
A grała tak, że boki zrywać wprost!
Sam Chopin z grobu wstał,
Gdy big band ten mi marsza grał –
– Ach mówię wam, po prostu istny szał!
Gdy farsa ta skończy się,
Gdy odejdzie łez spragniony tłum,
Niech wreszcie mnie otoczy wieczny sen,
Niech zapomnę o tym świecie już…
Przyjaciół kilku szło przy trumnie z lewej strony,
A każdy był poważny i skupiony,
Lecz cóż, niejeden z nich
Z radości w duchu rży,
A powód prosty, co tu gadać,
Konkurent przecież wypadł z gry!
Ta pani, co aż słania się od łez –
– Poznaję ją – to wdowa po mnie jest,
Lecz jeśli życie znam,
Gotowy ma już plan
I jutro mnie zastąpi inny pan!
Lecz kochani, żartów dość,
Ja wciąż żyję, tak chce los!
Więc na koniec dodam coś:
Przysięgam, że przeżyję was – na złość!!!