Za wieczornym cieniem
Miałam już ciepły kąt, biały puch,
Spokojne sam na sam
I puste lustra ścian.
Miałam coś, czego nikt nie ma dość,
A przecież to nie to,
O inne, życie szło.
Powoli zgrywał czas
Wytarte krążki płyt
I nuda snuła się nie jeden raz.
Aż spokój tamtych dni
Sprzed oczu nagle znikł.
Za wieczornym cieniem
Ruszam w nienazwany świat.
Płynę za marzeniem
I niesforny chwytam wiatr
W żagle.
Śladem nocy ruszam w rejs
I przez ciszę z wolna skradam się.
Płynę, płynę aż do słońca
Morzem, co bez końca
Wiedzie tam, gdzie horyzont ma swój kres.
Bywa, że nagle gdzieś zrywasz się
I biegniesz sam do drzwi,
Choć nie nasz dokąd iść.
Chwytasz płaszcz, bierzesz w dłoń to co masz,
A potem aż do dnia
Żeglujesz tak, jak ja.
Dalekim morzem snu
Przekradasz się przez mrok
I nie wiesz nawet, gdzie dopłyniesz znów.
A ląd twój jest o krok,
W zasięgu twoich rąk…