Tak, tak moi kochani – podobno małe jest piękne, Choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Jeśli jednak człowiek uważnie się przyjrzy, wychodzi szydło z worka. Na przykład: wracam ja sobie z mojej małej fuchy do domu, a tam – moje małe … M.-3! Ślepa kuchnia, duszno, ciasno, aż się wchodzić nie chce. Ale przecież to moje! Własne, chociaż ciasne, moje cztery uciułane ściany i dach nad moja głową! A co mają powiedzieć inni, których jeszcze te marne dwadzieścia lat czekania czeka? A więc? Tak, małe jest piękne. Siadam więc wygodnie w fotelu, a tu dzwonek. Listonosz. Moja renta. Liczę, liczę i nie mogę się doliczyć. Jak to, to ma mi starczyć do końca miesiąca? I nagle przypomina mi się moja trzydziestoletnia przyjaciółka, która ledwie połowę tego wyciąga na pełnym etacie. Jest dobrze! Cieszę się! Małe jest piękne! Przyglądam się sobie w lustrze. Natura nie była za hojna dla mnie. Tak mniej więcej metr pięćdziesiąt. A ja tak bym chciała być … Zaraz, zaraz! Wiecie, ile taka musi mieć materiału na sukienkę? A ile musi zjeść, żeby to duże cielsko wypełnić! A kartki takie malutkie … Tak, małe jest piękne. Piękne! Nie słyszał pan? Powtórzyć? PIĘKNE! Że co, że niby mała, a głos jak dzwon? Że mogę nie tylko grubo, ale i cieniutko – o!? Albo basem – o – i w ogóle, jak ryknę, to ci wielcy zadrżą!!! Wszystko w porządku, zgadza się – te najmniejsze psy najgłośniej szczekają. Ale poza tym małe jest piękne, co?