Oniemiała, gdy w tańcu do ucha
Wyszeptałem jej: chodźmy gdzieś stąd!
Kto mógł wiedzieć, że prośby wysłucha,
Kto mógł wiedzieć? A jednak to błąd!

Nocny tramwaj z numerem trzynastym
Do bram raju powoli nas wiózł,
A gdy w górze pobladły już gwiazdy,
Usłyszałem ten szept wprost z jej ust:

Niby małe a cieszy!
Niby – że nic z tych rzeczy,
Które ludziom nie dają wprost spać!
Niby małe a cieszy,
Choć przesadą nie grzeszy,
Lecz jak dają – to trudno –
– Nie wypada grymasić,
Ale trzeba to brać!!!

No i przyszła w efekcie codzienność,
Brzydka, szara i nudna aż strach,
Zanudziła mnie swoją nowenną,
Że jaj mało, że czegoś jej brak.

Gdy z wypłatą w kieszeni wracałem,
Wykładałem banknoty na stół
I niezmiennie z daleka słyszałem
Ten zjadliwy refrenik z jej ust:

Niby małe a cieszy… etc.

Dziś to wszystko, minęło, odeszło,
Dzisiaj wolny znów jestem jak ptak!
Grubą krechą odkreślił sąd przeszłość –
– Nie do wiary, że łatwo aż tak!

Lecz gdy nocą samotną się zrywam,
Wspominając to wszystko we śnie,
Nagą prawdę – jak Kolumb – odkrywam,
Że co małe jest wielkie, gdy chce!!!

Niby małe a cieszy… etc.